Jeśli zakochać się to nie jeden raz…

19 listopada 2022 Wyłączono Przez admin

Gdy założyłem na nadgarstek „Żabnicę” Balticusa, nie znając genezy powstania zegarka, zacząłem zastanawiać się, dlaczego jej projektanci postanowili połączyć czasomierz z tak piękną inaczej rybą. Pierwsze, najprostsze skojarzenie dotyczyło oczywiście głębin morskich, w których ten stwór i sam zegarek czują się najlepiej. Jednak uznałem, że to byłoby zbyt proste i po chwili zrozumiałem, że chodziło o stworzenie zegarka, który będzie łączył w sobie rzeczy nie do połączenia. I tak moim zdaniem powstała zegarkowa wersja „Pięknej i Bestii” w interpretacji Bartosza Knopa i jego firmy Balticus.

 

Waga ciężka. Pierwsze wrażenie

Zegarek jest masywny. Sama koperta waży 116g. Gdy dodamy do tego stalową trójrzędową bransoletę, w którą standardowo uzbrojony jest czasomierz, wówczas otrzymujemy zestaw ważący 252g. Ćwierć kilograma porządnego zegarmistrzowskiego rzemiosła, to naprawdę brzmi dumnie. Nie będzie eufemizmem jeśli napiszę, że zegarek w takiej konfiguracji czuć na nadgarstku. Na całe szczęście producent przewidział, że dla niektórych ta waga może stanowić pewną niedogodność, dlatego dodał do zestawu gumowy pasek z zapięciem sygnowanym literą B. Nie zastanawiając się zbyt długo, od razu postanowiłem zamienić bransoletę na czarną gumę, która dodaje całości zadziorności i charakteru. Tak! Bez wątpienia „Żabnica” uwielbia gumy i to nie tylko w ciemnych kolorach, ale także te bardziej odważne, w jaskrawych barwach. Sprawdziłem to!
Później okazało się, że świetnie wygląda też na innych paskach – skórzanych i parcianych NATO.

Zegarek, zadziwiająco dobrze leży na nadgarstku, który wcale nie musi należeć do drwala. Czasomierz robi doskonałe wrażenie, trwałego i solidnego urządzenie. A zastosowane zabiegi designerskie nadają mu nieoczywistej lekkości. Projektanci w umiejętny sposób połączyli wagę ciężką ze zwiewnością morskiej fali uzyskując zaskakujące efekty w postaci bezkompromisowego nurka.

 

Bransoleta i pasek w jednym pudełku.  

Balticus przyzwyczaił swoich klientów do tego, że oferuje zegarki w solidnych drewnianych pudełkach, które są doskonale wyposażone. Jak już wspomniałem w zestawie otrzymujemy dobrej jakości pasek gumowy, oraz bransoletę, która swym obwodem mogłaby objąć udo pewnie każdej modelki na pokazie mody. Na szczęście bransoleta jest skręcana i w łatwy sposób można ją skrócić lub wydłużyć, bawiąc się w zegarmistrza, w domowym zaciszu. Dodatkowym atutem jest regulacja długości ukryta w zapięciu, która ma około 5 mm zakresu ruchu, co pozwala wyregulować długość bransolety niczym pozycję za kierownicą Maybacha. Jednym słowem pełny wypas. Zapięcie bransolety jest bardzo solidne i wzbudza zaufanie, co tylko potęguje wrażenie, że zegarek ma nie tylko wyglądać, ale może być narzędziem pracy. Świadczy o tym niewątpliwie, znajdująca się w zestawie, guma, wyposażona w mechanizm szybkiej wymiany. Użyteczność i praktyczne rozwiązania, w przypadku Żabnicy, widać na każdym kroku.

Zegarek jest typowym nurkiem, dlatego dodatek w postaci gumowego paska, to świetne rozwiązanie dla pasjonatów nurkowania. Pasek jest na tyle długi, że spokojnie obejmie rękaw skafandra do nurkowania i zapewni utrzymanie zegarka w jednej pozycji, dokładnie tej, której będzie potrzebował nurek schodząc na duże głębokości.

Kilka słów o ichtiologii.

Jeśli ktoś nigdy nie widział żabnicy, a chciałby wyobrazić sobie jak może wyglądać, to dodam, że ryba potocznie nazywana jest diabłem morskim. Taki opis jednoznacznie wskazuje, że mamy do czynienia ze stworzeniem wątpliwej urody, które bez wątpienia mogłoby straszyć w morskich opowieściach. Dla ocieplenia wizerunku tej ryby dodam, że mięso żabnicy jest niezwykle smaczne, co oczywiście stało się przekleństwem dla samej zainteresowanej, która dziś uznawana jest za gatunek ginący.

Balticus, być może, w trosce o pogłowie żabnicy w naturalnym środowisku, postanowił, że każdy kto stanie się właścicielem tego zegarka będzie mógł codziennie obcować z wizerunkiem tej niezwykłej ryby. Jeśli zastanawiacie się, gdzie projektant umieścił podobiznę naszej bohaterki, to spieszę z wyjaśnieniem. Zrobił to na deklu, w miejscu, które chyba najrzadziej ze wszystkich elementów zegarka jest podziwiane. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że w przypadku większości zegarków jest to ich najnudniejszy element. Ale nie w przypadku bohatera naszego dzisiejszego testu, czyli Lophius piscatorius (łacińska nazwa). Gdy po raz pierwszy, na własne oczy, zobaczyłem to małe arcydzieło, przyznam się szczerze, zamurowało mnie, bo kto o zdrowych zmysłach dba o takie szczegóły zegarka
w miejscu, gdzie światło nie dochodzi. A jednak w Balticusie postanowili pójść pod prąd i dać właścicielom tego czasomierza mnóstwo frajdy. Zresztą nie tylko im, bo przy wielu okazjach byłem proszony o zdjęcie zegarka z nadgarstka i za każdym razem, wzrok oglądającego skupiał się i zatrzymywał na dłużej właśnie na tym elemencie. Projektanci mogliby w sumie poprzestać na samym odcisku tej specyficznej ryby, jednak postanowili pójść o wiele dalej. Żabnica ma czarne oczy, a wabik, który w toku ewolucji wyrósł jej na głowie wypełniony został lumą, i działa dokładnie tak jak w środowisku naturalnym.! Łał, czy to nie jest genialne rozwiązanie? Producent zegarka wyraźnie mówi, zobaczcie, ten zegarek, to małe działo sztuki zegarmistrzowskiej, w którym zadbaliśmy o każdy, szczegół.

Wyłącznie z czystej reporterskiej rzetelności napiszę, że dekiel jest zakręcany, posiada informacje
o referencji modelu, limitacji,  nazwie producenta oraz wodoszczelności na poziomie 300m! Czy można chcieć czegoś więcej… Można!

Dekiel to dopiero początek.

Mam wrażenie, że projektując ten zegarek, Balticus sięgał w nieodgadnione czeluści ludzkiej wyobraźni i fantazji, łącząc przygody bohaterów powieści Jules`a Verne`a ze światem skrywanym za  tajemniczymi drzwiami w przygodach „Alicji z krainy czarów”. Bo jak inaczej opisać, to co dzieje się na tarczy tego zegarka.

Oczywiście, twórcy czasomierza musieli mieć z tyłu głowy, że projektują praktycznego „dajwera”, więc nie mogło zabraknąć wyrazistego bezela, z bardzo czytelną podziałką cyfr i indeksów wypełnionych doskonałej jakości lumą, która po naświetleniu, z mocą elektrowni wodnej oddaje światło o zabarwieniu niebieskawym, czy nawet morskim. Bezel pracuje precyzyjnie, i obraca się w jednym kierunku, przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Każde przesunięcie bezela zaznaczone jest wyraźnym i zdecydowanym kliknięciem. Nie wykazuje on żadnej pracy wstecznej, czy wzdłużnej, i precyzyjnie trafia w indeksy zegarka. Wkładka bedela została promieniście wyszczotkowana, a okalający go pierścień jest wypolerowany na wysoki połysk, w dwóch płaszczyznach. Dla poprawy chwytności pierścień bezela został ponacinany, co nie tylko poprawia jego estetykę, ale przede wszystkim wpływa na funkcjonalność.

 

Najwyższy czas przejść do samej tarczy, chronionej szafirowym szkłem, które tylko nieznacznie wystaje ponad płaszczyznę bezela. Uważam, że wsunięcie szkła w bezel jest rozsądnym posunięciem, ponieważ sama koperta jest „wysoka”, i takie rozwiązanie chroni szkło przed przypadkowym uszkodzeniem. To niewątpliwy plus. Ale nie jedyny. Do testów używałem Żabnicę z tarczą w kolorze butelkowej zieleni, który w doskonały sposób uwypukla każdy detal i szczegół samej tarczy. Jej centralna część została wypełniona motywem morskich fal, które otoczone są górującym nad nimi ringiem. Sam okrąg nie domyka tarczy i kończy się lekkim uskokiem, tuż przy podziałce wypełniającej pionową bandę wnętrza koperty. To wszystko tworzy spójną całość i nie pozostawia wątpliwości z jakim zegarkiem mamy do czynienia. Elementem który spaja tarczę są nakładane indeksy, w kształcie niewielkich kółek i prostokątów wypełnionych doskonałej jakości lumą i otoczonych subtelną srebrną ramką polerowaną na wysoki połysk.

Między godziną 7 a 11 na tarczy wkomponowano komplikację wskaźnika rezerwy chodu, którego podziałka z polerowanej stali w postaci półksiężyca skierowana jest stronę centralną tarczy, delikatnie zachodząc na motyw fal. Balticus w tej wersji, to pierwszy zegarek wyposażony w rezerwę chodu, z którym miałem do czynienia. Oprócz tego, że jest to bardzo przydatna funkcja, to jeszcze została zaprojektowana, w taki sposób, aby uzupełnić tarczę i wydaję się, że stanowi jej integralną część stanowiąc niewątpliwie ozdobę. Wypolerowane elementy rezerwy chodu tworzą kontrast dla ciemnobutelkowej zieleni tarczy i doskonale ją ożywiają.

Wskazówki w kształcie głowni miecza wypełnia luma. Muszę przyznać, że są dosyć mięsiste, żeby nie powiedzieć toporne, ale świetnie wpasowują się w charakter zegarka. Wskazówka godzinowa domyka tarczę i wędruje po pionowej podziałce wypełniającej bezel. Wskazówka odpowiedzialna za minuty, także wędruje po torze okręgu, ale tego, który okala motyw fal. Wszystko tworzy przemyślaną konstrukcję, ale najważniejsze jest to, że tarcza jest diabelnie czytelna, co tylko podnosi funkcjonalność zegarka. Zapomniałem dodać, że trzecia z zamontowanych wskazówek, sekundowa, jest prawie niezauważalna. Jest bardzo subtelna, i swoim kształtem przypomniana raczej klingę szpady, stanowiąc istotną przeciwwagę dla wskazówkowego zestawu godzinowo-minutowego. Dlatego można jej czasami nie zauważyć, gdy płynie w takcie 28,800 bph. Za taką częstotliwość odpowiada niezniszczalny mechanizm automatyczny Miyota 9133, który słynie z niezawodnej pracy i zapewnia zegarkowi 40 godzinową rezerwę chodu przy świetnej punktualności. W tym przypadku Balticus odszedł od podstawowych mechanizmów 9015 japońskiego producenta, stosowanych  w większości swoich zegarków. Werk oprócz wskazanej powyżej komplikacji rezerwy chodu oferuje stopsekundę, datę umieszczoną na godzinie 3 (co ciekawe okno daty nie posiada żadnych ozdobników, a do tego jest w kolorze tarczy) oraz możliwość dokręcenia zegarka koronką.

Koperta wieńczy dzieło

Na godzinie 3 umieszczono mięsistą, chwytną koronkę, która oczywiście jest dokręcana. Operowanie nią nie nastręcza żadnych problemów, a położenia pomiędzy ustawieniami daty i godziny są wyczuwalne i „wchodzą” precyzyjnie. Przyznaję jednak, że dokręcenie koronki wymaga siły, co mi osobiście bardzo się podoba. W końcu mamy do czynienia z zegarkiem zadaniowym a nie zwyczajnym „desknurkiem”. Koronka sygnowana finezyjną literą B osłonięta jest przez dwa solidne kawałki metalu wystające znacząco poza obrys koperty. Koperta jest zmatowiona, i jedynie przyjścia pomiędzy płaszczyznami na uszach zostały wypolerowane. Koresponduje to idealnie z wypolerowanym na wysoki połysk okręgiem bezela, o którym pisałem powyżej.

Podsumowanie

Balticus Anglerfish, vel Żabnica vel Diabeł Morski to zegarek wielu kontrastów. Z jednej strony jest ciężki i przysadzisty, co pozycjonuje go jako zegarek sytuacyjny. Nie założymy go raczej do ślubu, czy na oficjalną kolację biznesową, ponieważ zwyczajnie będzie gryzł się z bielą koszuli i zdominuje każdą elegancką stylizację. To dobre stwierdzenie. Ten zegarek lubi dominować. Rzuca się w oczy bez względu na to, jaki strój do niego przywdziejemy.

Żabnica nie lubi stać w cieniu i przyciąga oczy ciekawskich, zarówno tych, którzy na zegarkach się znają, ale także i tych, którzy o czasomierzach nie mają bladego pojęcia. Ten zegarek chce by o nim opowiadać i pokazywać go z każdej możliwej strony. Dlatego swoją historią urzeka każdego, kto ma w sobie na tyle odwagi, by poprosić jego właściciela o zdjęcie go z nadgarstka i zaprezentowanie jego wszystkich walorów.

Zdumiewa odważną formą, zaskakuje mnóstwem nieoczywistych elementów stylizacyjnych, a przy tym dzięki subtelnym indeksom, filigranowej wskazówce sekundnika, czy nacięciom na bezelu, pokazuje że nie taki diabeł straszny jak go malują. Wszystkie te elementy nadają mu nieoczywistej lekkości.

Trudno by mi było rozstać z Żabnicą i zakończyć moją  przygodę z tym zegarkiem. I choć w tym czasie nie penetrowałem głębin Rowu Mariańskiego ba, nie zdobyłem nawet żadnego ośmiotysięcznika, to nosząc go czuję się jak potencjalny bohater, bo wiem, że w każdej chwili mogę zejść z utartej drogi i przeżyć przygodę życia.

Parafrazując słowa klasyka o kryptonimie 007: Rolex……? Nie, Żabnica 😉.